niedziela, 15 grudnia 2013

H&M, Zara...home + niezawodna IKEA


W ostatnim tygodniu po spędzeniu kilku godzin na westchnieniach do stron internetowych Zara Home i H&M Home postanowiłam odwiedzić ich sklepy stacjonarne. Ostrożnie zrobiłam listę zakupów i ruszyłam w miasto. 

Powiem tak....uczucia mam bardzo mieszane. Zara.....ehhh....w całej listy w sklepie stacjonarnym udało mi się dostać tylko uchwyty do szafek...i to po trzydziestominutowym grzebaniu w koszu z gałkami.... Asortyment skromny, ceny w stosunku do jakości moim zdaniem mocno przesadzone. Zara Home to jednak nie Bloomingville czy House Doctor, a cenowo niestety nie odbiega. 

Uchwyty za to są śliczne i nie rujnują portfela, nawet chłop pochwalił ;) 



Po lekkim rozczarowaniu Zarą już z mniejszym entuzjazmem ruszyłam do H&M. 
Bardzo pozytywne zaskoczenie, asortyment też niestety nie tak szeroki jak na stronie internetowej, ale jakość wykonania i cena były miłą niespodzianką. Moimi faworytami są szklane słoje i cała seria produktów z blachy.
Szkło będzie idealne do łazienki, a metalowe puszki świetnie sprawdzą się w roli pojemników na wszystkie nasze długopisy, kredki i ołówki. Jestem bardzo zadowolona przede wszystkim z tacy z tej samej serii.
 Do serwowania posiłków jest za mała, ale idealnie sprawdzi się jako podstawka pod wielki kubek kawy chłopa, który właściwie jest stałym elementem przy komputerze i, który ma niezwykłe zdolności do wylewania swej zawartości...nagminnie... ( kubek oczywiście, bo przeciez nie chłop...on zawsze uważa, żeby nie wylać...ot złośliwość rzeczy martwych ;) )
Kolejnym zaskoczeniem były serwetki papierowe, spory wybór, wszystkie ładne, a paczka kosztuje ok. 6zł. W tej cenie naprawdę ciężko jest na mieście znaleźć coś co nie będzie estetycznym złem. ;)

Przy okazji zakupów meblowych do salonu ( cały czas okazuje się, że mamy za mało półek na ksiażki), poszalałam z błękitami i turkusami do kuchni. Nie mogłam sie powstrzymać, a unikając świątecznego wszędobylskiego koloru czerwonego zdecydowałam, że u nas będzie niebiesko :)


                         

OMVÄXLANDE Taca,  SOCKER Wazon, FÄRGRIK Serwis, 18 sztA tak prezentują się błękity w naszej kuchni.



piątek, 13 grudnia 2013

Rzecz o zakupach.

Baba jak to baba...zakupy lubi. Ale, że jednocześnie łapie ją przemożna chęć kupienia kolejnych "bardzo potrzebnych" pojemników, wazonów, lampinów i innych takich w środku nocy....to też męczy się babsko okrutnie do rana, lub....jedzie do swego dekoratorskiego raju, który stworzony dla baby i jej sowiej natury czynny jest od 4  rano. :)
Ma więc kobita czas na kawę o północy, mały research gdzie jeszcze jest miejsce na półce i co się tam da wcisnąć i około czwartej rano jedzie sobie szalona na....giełdę kwiatową...i szaleje tam rzeczona szalona....i napawa się widokami...kolorami...i zawsze wraca z jakimś niebędnym, wyjątkowym łupem. Dodać należy koniecznie, że przy okazji niezwykle z siebie zadowolona, bo faktycznie da się tam czasem nabyć cuda za stosunkowo nie duże pieniądze. Wraca więc baba z naręczem cudów i wspaniałym, złudnym poczuciem zaoszczędzenia dużej kasy do domu i ...pada na ryj.....
Ale przyznać trzeba, że jadąc tam wyposażonym w 100zł, za które kupić można normalnie np. jeden pojemnik oznaczony słowami LOFT tudzież VINTAGE, wrócić można z ogromną siatą równie ładnych rzeczy, ale bez metki z wymienionymi powyżej słowami.

A to część ostatnich łupów baby upolowanych, znalezionych w gęstwinach kwiatów i dekoracji.

Jelonki...tak od jakiegoś czasu wszelkie sówki, jelonki, wiewiórki...stały się dla baby nieodłącznym elementem dekoracji domu...tak to czasem człowiek ulega modzie...chłop się krzywi...ale wytrzymuje.
ok.7-8zł sztuka.  


Lampion...kolejny, bo...śliczny, a miejsce zawsze się znajdzie. Lampiony są z resztą wspaniałą rekompensatą na brak świeczników w domu. Niestety nasze koty w uporem maniaka wsadzały wąsy w zapalone świece...
ok.15zł

Pojemniki- koszyki. Kupując je miałam w planach upierniczenie im rączek, ale im dłużej na nie patrzę, tym rączki mi sie bardziej podobają. Będą idealne do łazienki, na wszystkie babskie...czy męskie kosmetyki.
komplet 3szt. ok 30zł






Coś słodkiego na piątek trzynastego! Pyszna tarta cioci Elizy :)

Jestem przekonana, że wiele osób potwierdzi moją teorię, iż najlepiej piecze się wieczorem lub w nocy.
Chcąc przybliżyć święta zapachem upiekłyśmy tartę z jabłkami i cynamonem według przepisu cioci Elizy.

Tak...cynamon....budzi świąteczną atmosferę....uwielbiam aromat piekącego się ciasta z cynamonem w roli głownej, który rozchodzi się po całym domu....Choć tym razem, rozchodził się po placu boju poczynań remontowych matki ;)

Przepis na błyskawiczną tartę cioci Elizy :)



      
125 g masła miękkiego

250 g mąki

łyżka cukru

1/2 szkl. wody

1 żółtko

5 jabłek

4 łyżki cukru

garść migdałów w płatkach

pół łyżeczki cynamonu



Masło z mąką i cukrem posiekać, dodać żółtko, dodawać po trochę wody, aby ciasto się połączyło.
Zagnieść, włożyć do woreczka i wstawić na 1/2h do lodówki.

W tym czasie jabłka zetrzeć na tarce, dodać cukier i cynamon.

Ciasto rozwałkować na cienki placek, wyłożyć na posmarowaną masłem formę do tarty ( lub jakąś płytką formę okrągłą)
Nakłuć widelcem na całej powierzchni, żeby podczas pieczenia nie zrobił się pęcherz.
Wyłożyć na ciasto jabłka. Posypać migdałami.
Piec 30-35 min. w 200 C






U nas oczywiście zamiast pół łyżeczki było pół saszetki cynamonu ;)
Jabłka pokroiłyśmy na cienkie talarki.
A Majut dzielnie ugniatał ciasto :)
Kto powiedział, że nie można jeść ciepłej tarty na kolację i kończyć na zimno z kawą na śniadanie ;) ?
Spróbujcie u siebie, robi sie łatwo, szybko i przyjemnie i zawsze wychodzi pyszna!
Smacznego!

wtorek, 3 grudnia 2013

Dekoracyjny szał...

I już w każdym sklepie słychać kolędy....a półki uginają się pod ciężarem różnych, róznistych różności do dekoracji domu na święta. Tylko dlaczego wszystko jest pstrokato świecące i takie strasznie plastikowe?
A sprzedawcy patrzą się z dezaprobatą kiedy proszę o zwykle, białe lampki choinkowe...Ale jak to??
Tak...białe, zwykłe...nie różowe, czerwone, zielone, niebieskie i nie wszystkie na raz...i nie daj boże pulsujące jak światła dyskoteki... Znalezienie tych najbardziej banalnych, wydawałoby się najzwyklejszych rzeczy w całym tym natłoku tandety graniczy czasem z cudem ( pomijając już kompletnie ceny rzeczy ładnych). Nie mówiąc już o tym, że wymyśliłam sobie święta w bieli i szarości, bez brokatów i świecidełek wszelkiej maści. Co więc pozostaje innego jak nie zrobienie wszystkiego własnoręcznie...
Miałam malować przedpokój..skończyło się na przygotowywaniu ozdób światecznych... Przyjemniejszy to sposób na spędzenie wieczoru...tylko ten obdrapany przedpokój dalej straszy....może dziś się uda :)

A to rezultaty wieczornych poczynań baby :)

niedziela, 1 grudnia 2013

Grudzień nastał :)


W końcu...jest. Teraz bezkarnie można dekorować dom i dać się porwać w wir świątecznych zakupów.
Już końcówka listopada była bardzo intensywna remontowo- zakupowo, czego efekty mam nadzieję wkrótce tu zamieszczę. Ale dziś jest pierwszy..co oznacza, że dziś najważniejszy jest kalendarz adwentowy.
Uparłam się w tym roku, że będzie zrobiony przeze mnie, żadnych kupnych czerwonych kalendarzy....ma być, jak zwykle u baby, ( tu jestem przewidywalna w 100%) szary.
Po nocy zabielania, poszarzarzania, brudzenia, wymyślania prezentów na 24 dni...w południe udało się skończyć.
Dobra rada...nigdy nie mówcie dziecku, że idziecie szykować kalendarz....Majut całą noc pod pretekstem wstawania na picu, kupę, siku, kanapkę...itp, itd...podglądała co piętnascie minut co też tam matka wyprawia...i przede wszystkim jakie niespodzianki szykuje. Pytaniom nie było końca... "Czy możemy rozpakować wszystkie na raz?", " Czy chociaż mogę potrząsnąć i dotknąć pozostałych?"...do pytania o 6 rano..."Mamo, mamo patrz już jest jasno, to znaczy, że jest już rano?"...tak dziecko..jest już rano..."Mamo, to ja już mogę otworzyć pierwszy?"

A oto on..wymęczony, chowany całą noc przed małą, ciekawaską marudą. Nasz kalendarz adwentowy...pod tytułem... "święta szalonego zegarmistrza" ;)



Zdjęcia robione trzęsącą się już ręką ;) 
Teraz żałuję, że tak późno się do niego zabrałam, bo w trakcie pracy wpadło mi do głowy pomysłów na przynajmniej 3 kolejne....
Kalendarz, ze względu na remont i ogólny "nieład" w całym mieszkaniu zajął zaszczytne miejsce na półce nad stołem, w kuchni, dzięi czemu jest pewna szansa, ze nie zostanie rozpakowany natychmiast. 


A w środku.... samodzielnie zrobione dekoracje choinkowe, 2 opakowania ulubionej gumy do żucia, gipsowe mikołajki do malowania i farbki, odrobinę  biżuterii "hand-made" i kilka kartek z rysunkami tego co nie zmieściło się gabarytem...m.in. ukochane szklane kule, wymarzona czapka kucharska i zestaw ciasteczkowych ludzików z pisakami lukrowymi...( już widzę ten bałagan i radość "tworzenia" ;)  ). 


Bardzo chiałabym już pokazać zdjęcia z remontu, ale przez nawał spraw bieżących i remont 2 mieszkania utknęłam w martwym punkcie. Tymczasem zegar tyka i za 2 tygodnie przyjadą wszystkie meble. Czas się wziać do roboty, gdyby tylko doba była troszkę dłuższa.
Tymczasem dziś zaczynamy celebrować zblizające się święta nie tylko kalendarzem. Wybieramy się z młodą na "Dziadka do orzechów" dla dzieci do Palladium. Trzymajcie kciuki, żebym nie padła w trakcie.



piątek, 22 listopada 2013

Dom (nie)idealny ale pełen przyjaciół.

W naszym domu nigdy nie bedzie idealnie czysto, nigdy nie będzie idealnie uporządkowany, nigdy nie bedzie w nim dżungli roślin. Ale za to każdego dnia coś się dzieje i jest się do kogo przytulić.
Tak...mamy zwierzęta....widzę zdecydowanie więcej korzyści z ich posiadania niż z idealnie czystej podłogi czy kanapy...Trzymanie w mieszkaniu takiego zwierzyńca wiązało się do tej pory z rezygnacją z kilku rzeczy, które baba bardzo lubi, między innymi były to kwiaty i świeczki...przy okazji remontu udało się jednak wpaść na kilka fajnych pomysłów, dzięki którym choć trochę da się je przemycić do naszego domu. Ale o tym innym razem.

Ten post jest o kocie, kocie wyjątkowym....w święta minie rok od kiedy sobie do nas przyszedł. Historia jest dość wyjątkowa, bo o ile mieskzając w domu pod miastem łatwo zostać wybranym przez wędrownego kocura, o tyle w centrum miasta, na zamkniętej klatce schodowej, wracajac o 5 rano ze spaceru z psem nie codziennie znajduje się kota...
Kot mieszkał całe święta pod schodami przy piwnicach, ale nikt go nie widział... Nam jednak z korytarza na 5 piętrze co noc ubywało z worka trochę kociej karmy...i co rano ten worek był przewrócony....Jakoś nie wpadliśmy na to, że mamy w budynku dzikiego lokatora. Aż do pamiętnego spaceru, kiedy to wracając na klatce zobaczyliśmy przemykające rude coś....Cosia udało się złapać w kontener....syczał i warczał pokazując zęby jakby chciał nas zjeść....Zrobiliśmy rundkę po okolicznych domach pytając ludzi o kota.....ba trafiliśmy nawet pod wskazany adres właścicieli pałętajacego sie po naszej ulicy rudzielca...Chłop ze swoją wrodzoną subtelnością...prawie 2 metrowego, bardzo złego na domniemaną właścicielkę za nie pilnowanie swojego ulubieńca...chłopa...wcisnął pani w drzwi kontener z naszym znaleziskiem...
Pani wykrzyknęła " O nasz Rysiek!", po czym po opisaniu przez nas sytuacji stwierdziła, że to nie możliwe...przeciez Rysiek całe święta spędził w domu....na to wszystko wrócił Rysiek ocierając się o nogi właścicielki....i tak zostaliśmy z trzecim już kotem...

Kot za swoją odwagę godną lwa dostał imię Songo ( kto w młodości oglądał Dragon Ball, ten wie.. ;) )
I został...co więcej już po kilku godzinach łasił się i mruczał domagając się pieszczot...
Wybrał sobie kogoś, kogo pilnuje, z kim śpi, kogo najwyraźniej na swój koci sposób kocha...

Czy dziecko może mieć lepszego przyjaciela?




Piątkowe podsumowanie zakupowe



Na pierwszy ogień sklep Amazing Decor. 
Moja upragniona waga, którą to przez ostatni tydzień wrzucałam i wyrzucałam z internetowego koszyka...gdyż obiecałam sobie, że do kuchni już nic więcej nie kupię....ale jak to się powstrzymać kiedy waga piękna....no i przecież praktyczna... 

Syrop waniliwy- był już bohaterem posta o wanilii, okazał się przepyszny.

Wielka ( 30x30) donica - na razie stoi w kuchni czekając na remont łazienki...jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu, będzie idealnym pojemnikiem na chemię w naszej mikro łazience.

Zawieszki zwierzaki...jakoś ostatnio padłam ofiarą mody na zwierzęce wzory..kocham wszystkie sówki, jelonki itp.
Myśląc o świętach staram się powoli zbierać przeróżne dekoracje. Jednak przede wszystkim takie, które będę mogła wykorzystać w domu rózwnież poza okresem świątecznym. Te są idealne.

Sam sklep Amazing Decor - super! Przemiła i ekspresowa obsługa...bardzo miłym akcentem jest też piękna pocztówka z odręcznymi podziękowaniami za zakupy. Oby w kazdym sklepie było tak idealnie!

http://amazingdecor.pl/

Nocne pokusy

Jak połączyć grzech, róż i wanilię...
....wystarczy o 3 w nocy zrobić pyszny koktajl truskawkowy z odrobiną syropu waniliowego ;)
Żeby było jeszcze "grzeszniej" nalezy go zrobic na śmietanie z odrobina mleka i posłodzić....mniam....

1/2kg mrożonych truskawek
1 opakowanie smietany ( 18%)
mleko do wypełnienia blendera
1-2 łyżki syropu waniliwego
cukier do smaku ( czyli w naszym wypadku....dużo cukru ;)   )

środa, 20 listopada 2013

Różowo mi....

Róż przeżywa właśnie swój wielki powrót.  Po latach kojarzenia tylko z kiczem i Barbie,  powraca w swoim urokliwym pastelowym klimacie. Kocham szarości,  bedziecie się mogli jeszcze nie raz o tym przekonać, ale czasem trzeba je jakoś przełamać, ocieplić. Róż jest do tego idealny...szczególnie w kuchni. ..szczególnie przy przedmiotach nie dość, że ładnych to przede wszystkim praktycznych. Oto,
 co wybrałam, gadzety kuchenne z lekkim przymrużeniem oka.

wtorek, 19 listopada 2013

Listopadowy zawrót głowy.

Listopad to taka pora, którą najchętniej bym przespała....Co roku obawiam się tego miesiąca, bo akumulatory naładowane w lecie właśnie przestają napędzać silnik Baby....a do Wigilii na tyle daleko, że szał świąteczny jeszcze nie zdąży ich rozpędzić. To taki zimny i depresyjny czas przejściowy, którego bardzo nie lubię. Tracę wtedy jakąkolwiek życiową energię. Ale nie w tym roku.....
Ten rok wyjątkowo zaplanował mi listopadowy zawrót głowy....remontowy zawrót głowy razy dwa.
Dwa zupełnie różne mieszkania. Pierwsze - nasze. Córka powoli wychodzi z fazy..."wymaluję wszystkie ściany, żeby było ładnie". A, że była dość długa i intensywna to gruntowny remont jest wskazany.
To mieszkanie pierwszy raz, bo remontów cząstkowych było do tej pory sporo, ma być takie nasze i tylko nasze...od początku do końca. Zaplanowane dokładnie tak jak chcemy ( oczywiście w miarę możliwości swoich 70m2....i budżetu...) poczynając od mebli na łyżeczkach kończąc. Przyznaję, mam lekkiego świra, uwielbiam ładne, dobrze zaprojektowane przedmioty...niezależnie czy jest to szafa czy ścierka do kuchni...Z  resztą Chłop ma podobnie...a i dziecię mimo swoich niespełna pięciu lat, zaczęło ostatnio przejawiać zainteresowanie szeroko rozumianym designem. Remont postępuje bardzo powoli, gdyż Baba uparła się, że wszystko ( a przynajmniej 99%) zrobi sama- w myśl zasady- "jak coś spartaczę, to będzie tylko moja wina, żaden fachowiec nie powie mi, że się tego zrobic nie da, skoro sobie wymyśliłam, że się da....no i najważniejsze...mam prawo popełniac błędy..przeciez nie jestem fachowcem budowlańcem" Z tą oto typowo babską logiką i uporem osła przystapiła do remontu...który zbiegł się z dość ważnym zleceniem, obarczonym ogromnym ryzykiem natury rodzinnej ;) ....remontem nowego mieszkania babci, na który to mamy czas do świąt.
Jedenasty miesiac tegoż roku jest więc bardzo intensywny...intensywne są rozmowy, zakupy, terminy...i emocje...bo czasem starszą osobę nie łatwo jest przekonać, że ktoś ponad czterdzieści lat młodszy, może wiedzieć lepiej ;) .

Obiecuję, że zarzucę to miejsce obszernym materiałem dowodowym z obu miekszań...zaczynając od spraw w domach najwazniejszych po przeróżne niezbędne bibeloty...nie mniej ważne z punktu widzenia Baby.