W końcu...jest. Teraz bezkarnie można dekorować dom i dać się porwać w wir świątecznych zakupów.
Już końcówka listopada była bardzo intensywna remontowo- zakupowo, czego efekty mam nadzieję wkrótce tu zamieszczę. Ale dziś jest pierwszy..co oznacza, że dziś najważniejszy jest kalendarz adwentowy.
Uparłam się w tym roku, że będzie zrobiony przeze mnie, żadnych kupnych czerwonych kalendarzy....ma być, jak zwykle u baby, ( tu jestem przewidywalna w 100%) szary.
Po nocy zabielania, poszarzarzania, brudzenia, wymyślania prezentów na 24 dni...w południe udało się skończyć.
Dobra rada...nigdy nie mówcie dziecku, że idziecie szykować kalendarz....Majut całą noc pod pretekstem wstawania na picu, kupę, siku, kanapkę...itp, itd...podglądała co piętnascie minut co też tam matka wyprawia...i przede wszystkim jakie niespodzianki szykuje. Pytaniom nie było końca... "Czy możemy rozpakować wszystkie na raz?", " Czy chociaż mogę potrząsnąć i dotknąć pozostałych?"...do pytania o 6 rano..."Mamo, mamo patrz już jest jasno, to znaczy, że jest już rano?"...tak dziecko..jest już rano..."Mamo, to ja już mogę otworzyć pierwszy?"
A oto on..wymęczony, chowany całą noc przed małą, ciekawaską marudą. Nasz kalendarz adwentowy...pod tytułem... "święta szalonego zegarmistrza" ;)
Zdjęcia robione trzęsącą się już ręką ;)
Teraz żałuję, że tak późno się do niego zabrałam, bo w trakcie pracy wpadło mi do głowy pomysłów na przynajmniej 3 kolejne....
Kalendarz, ze względu na remont i ogólny "nieład" w całym mieszkaniu zajął zaszczytne miejsce na półce nad stołem, w kuchni, dzięi czemu jest pewna szansa, ze nie zostanie rozpakowany natychmiast.
Kalendarz, ze względu na remont i ogólny "nieład" w całym mieszkaniu zajął zaszczytne miejsce na półce nad stołem, w kuchni, dzięi czemu jest pewna szansa, ze nie zostanie rozpakowany natychmiast.
A w środku.... samodzielnie zrobione dekoracje choinkowe, 2 opakowania ulubionej gumy do żucia, gipsowe mikołajki do malowania i farbki, odrobinę biżuterii "hand-made" i kilka kartek z rysunkami tego co nie zmieściło się gabarytem...m.in. ukochane szklane kule, wymarzona czapka kucharska i zestaw ciasteczkowych ludzików z pisakami lukrowymi...( już widzę ten bałagan i radość "tworzenia" ;) ).
Bardzo chiałabym już pokazać zdjęcia z remontu, ale przez nawał spraw bieżących i remont 2 mieszkania utknęłam w martwym punkcie. Tymczasem zegar tyka i za 2 tygodnie przyjadą wszystkie meble. Czas się wziać do roboty, gdyby tylko doba była troszkę dłuższa.
Tymczasem dziś zaczynamy celebrować zblizające się święta nie tylko kalendarzem. Wybieramy się z młodą na "Dziadka do orzechów" dla dzieci do Palladium. Trzymajcie kciuki, żebym nie padła w trakcie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz