W naszym domu nigdy nie bedzie idealnie czysto, nigdy nie będzie idealnie uporządkowany, nigdy nie bedzie w nim dżungli roślin. Ale za to każdego dnia coś się dzieje i jest się do kogo przytulić.
Tak...mamy zwierzęta....widzę zdecydowanie więcej korzyści z ich posiadania niż z idealnie czystej podłogi czy kanapy...Trzymanie w mieszkaniu takiego zwierzyńca wiązało się do tej pory z rezygnacją z kilku rzeczy, które baba bardzo lubi, między innymi były to kwiaty i świeczki...przy okazji remontu udało się jednak wpaść na kilka fajnych pomysłów, dzięki którym choć trochę da się je przemycić do naszego domu. Ale o tym innym razem.
Ten post jest o kocie, kocie wyjątkowym....w święta minie rok od kiedy sobie do nas przyszedł. Historia jest dość wyjątkowa, bo o ile mieskzając w domu pod miastem łatwo zostać wybranym przez wędrownego kocura, o tyle w centrum miasta, na zamkniętej klatce schodowej, wracajac o 5 rano ze spaceru z psem nie codziennie znajduje się kota...
Kot mieszkał całe święta pod schodami przy piwnicach, ale nikt go nie widział... Nam jednak z korytarza na 5 piętrze co noc ubywało z worka trochę kociej karmy...i co rano ten worek był przewrócony....Jakoś nie wpadliśmy na to, że mamy w budynku dzikiego lokatora. Aż do pamiętnego spaceru, kiedy to wracając na klatce zobaczyliśmy przemykające rude coś....Cosia udało się złapać w kontener....syczał i warczał pokazując zęby jakby chciał nas zjeść....Zrobiliśmy rundkę po okolicznych domach pytając ludzi o kota.....ba trafiliśmy nawet pod wskazany adres właścicieli pałętajacego sie po naszej ulicy rudzielca...Chłop ze swoją wrodzoną subtelnością...prawie 2 metrowego, bardzo złego na domniemaną właścicielkę za nie pilnowanie swojego ulubieńca...chłopa...wcisnął pani w drzwi kontener z naszym znaleziskiem...
Pani wykrzyknęła " O nasz Rysiek!", po czym po opisaniu przez nas sytuacji stwierdziła, że to nie możliwe...przeciez Rysiek całe święta spędził w domu....na to wszystko wrócił Rysiek ocierając się o nogi właścicielki....i tak zostaliśmy z trzecim już kotem...
Kot za swoją odwagę godną lwa dostał imię Songo ( kto w młodości oglądał Dragon Ball, ten wie.. ;) )
I został...co więcej już po kilku godzinach łasił się i mruczał domagając się pieszczot...
Wybrał sobie kogoś, kogo pilnuje, z kim śpi, kogo najwyraźniej na swój koci sposób kocha...
Czy dziecko może mieć lepszego przyjaciela?
piątek, 22 listopada 2013
Piątkowe podsumowanie zakupowe
Na pierwszy ogień sklep Amazing Decor.
Moja upragniona waga, którą to przez ostatni tydzień wrzucałam i wyrzucałam z internetowego koszyka...gdyż obiecałam sobie, że do kuchni już nic więcej nie kupię....ale jak to się powstrzymać kiedy waga piękna....no i przecież praktyczna...
Syrop waniliwy- był już bohaterem posta o wanilii, okazał się przepyszny.
Wielka ( 30x30) donica - na razie stoi w kuchni czekając na remont łazienki...jest jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu, będzie idealnym pojemnikiem na chemię w naszej mikro łazience.
Zawieszki zwierzaki...jakoś ostatnio padłam ofiarą mody na zwierzęce wzory..kocham wszystkie sówki, jelonki itp.
Myśląc o świętach staram się powoli zbierać przeróżne dekoracje. Jednak przede wszystkim takie, które będę mogła wykorzystać w domu rózwnież poza okresem świątecznym. Te są idealne.
Sam sklep Amazing Decor - super! Przemiła i ekspresowa obsługa...bardzo miłym akcentem jest też piękna pocztówka z odręcznymi podziękowaniami za zakupy. Oby w kazdym sklepie było tak idealnie!
http://amazingdecor.pl/
Nocne pokusy
Jak połączyć grzech, róż i wanilię...
....wystarczy o 3 w nocy zrobić pyszny koktajl truskawkowy z odrobiną syropu waniliowego ;)
Żeby było jeszcze "grzeszniej" nalezy go zrobic na śmietanie z odrobina mleka i posłodzić....mniam....
1/2kg mrożonych truskawek
1 opakowanie smietany ( 18%)
mleko do wypełnienia blendera
1-2 łyżki syropu waniliwego
cukier do smaku ( czyli w naszym wypadku....dużo cukru ;) )
....wystarczy o 3 w nocy zrobić pyszny koktajl truskawkowy z odrobiną syropu waniliowego ;)
Żeby było jeszcze "grzeszniej" nalezy go zrobic na śmietanie z odrobina mleka i posłodzić....mniam....
1/2kg mrożonych truskawek
1 opakowanie smietany ( 18%)
mleko do wypełnienia blendera
1-2 łyżki syropu waniliwego
cukier do smaku ( czyli w naszym wypadku....dużo cukru ;) )
środa, 20 listopada 2013
Różowo mi....
Róż przeżywa właśnie swój wielki powrót. Po latach kojarzenia tylko z kiczem i Barbie, powraca w swoim urokliwym pastelowym klimacie. Kocham szarości, bedziecie się mogli jeszcze nie raz o tym przekonać, ale czasem trzeba je jakoś przełamać, ocieplić. Róż jest do tego idealny...szczególnie w kuchni. ..szczególnie przy przedmiotach nie dość, że ładnych to przede wszystkim praktycznych. Oto,
co wybrałam, gadzety kuchenne z lekkim przymrużeniem oka.
wtorek, 19 listopada 2013
Listopadowy zawrót głowy.
Listopad to taka pora, którą najchętniej bym przespała....Co roku obawiam się tego miesiąca, bo akumulatory naładowane w lecie właśnie przestają napędzać silnik Baby....a do Wigilii na tyle daleko, że szał świąteczny jeszcze nie zdąży ich rozpędzić. To taki zimny i depresyjny czas przejściowy, którego bardzo nie lubię. Tracę wtedy jakąkolwiek życiową energię. Ale nie w tym roku.....
Ten rok wyjątkowo zaplanował mi listopadowy zawrót głowy....remontowy zawrót głowy razy dwa.
Dwa zupełnie różne mieszkania. Pierwsze - nasze. Córka powoli wychodzi z fazy..."wymaluję wszystkie ściany, żeby było ładnie". A, że była dość długa i intensywna to gruntowny remont jest wskazany.
To mieszkanie pierwszy raz, bo remontów cząstkowych było do tej pory sporo, ma być takie nasze i tylko nasze...od początku do końca. Zaplanowane dokładnie tak jak chcemy ( oczywiście w miarę możliwości swoich 70m2....i budżetu...) poczynając od mebli na łyżeczkach kończąc. Przyznaję, mam lekkiego świra, uwielbiam ładne, dobrze zaprojektowane przedmioty...niezależnie czy jest to szafa czy ścierka do kuchni...Z resztą Chłop ma podobnie...a i dziecię mimo swoich niespełna pięciu lat, zaczęło ostatnio przejawiać zainteresowanie szeroko rozumianym designem. Remont postępuje bardzo powoli, gdyż Baba uparła się, że wszystko ( a przynajmniej 99%) zrobi sama- w myśl zasady- "jak coś spartaczę, to będzie tylko moja wina, żaden fachowiec nie powie mi, że się tego zrobic nie da, skoro sobie wymyśliłam, że się da....no i najważniejsze...mam prawo popełniac błędy..przeciez nie jestem fachowcem budowlańcem" Z tą oto typowo babską logiką i uporem osła przystapiła do remontu...który zbiegł się z dość ważnym zleceniem, obarczonym ogromnym ryzykiem natury rodzinnej ;) ....remontem nowego mieszkania babci, na który to mamy czas do świąt.
Jedenasty miesiac tegoż roku jest więc bardzo intensywny...intensywne są rozmowy, zakupy, terminy...i emocje...bo czasem starszą osobę nie łatwo jest przekonać, że ktoś ponad czterdzieści lat młodszy, może wiedzieć lepiej ;) .
Obiecuję, że zarzucę to miejsce obszernym materiałem dowodowym z obu miekszań...zaczynając od spraw w domach najwazniejszych po przeróżne niezbędne bibeloty...nie mniej ważne z punktu widzenia Baby.
Ten rok wyjątkowo zaplanował mi listopadowy zawrót głowy....remontowy zawrót głowy razy dwa.
Dwa zupełnie różne mieszkania. Pierwsze - nasze. Córka powoli wychodzi z fazy..."wymaluję wszystkie ściany, żeby było ładnie". A, że była dość długa i intensywna to gruntowny remont jest wskazany.
To mieszkanie pierwszy raz, bo remontów cząstkowych było do tej pory sporo, ma być takie nasze i tylko nasze...od początku do końca. Zaplanowane dokładnie tak jak chcemy ( oczywiście w miarę możliwości swoich 70m2....i budżetu...) poczynając od mebli na łyżeczkach kończąc. Przyznaję, mam lekkiego świra, uwielbiam ładne, dobrze zaprojektowane przedmioty...niezależnie czy jest to szafa czy ścierka do kuchni...Z resztą Chłop ma podobnie...a i dziecię mimo swoich niespełna pięciu lat, zaczęło ostatnio przejawiać zainteresowanie szeroko rozumianym designem. Remont postępuje bardzo powoli, gdyż Baba uparła się, że wszystko ( a przynajmniej 99%) zrobi sama- w myśl zasady- "jak coś spartaczę, to będzie tylko moja wina, żaden fachowiec nie powie mi, że się tego zrobic nie da, skoro sobie wymyśliłam, że się da....no i najważniejsze...mam prawo popełniac błędy..przeciez nie jestem fachowcem budowlańcem" Z tą oto typowo babską logiką i uporem osła przystapiła do remontu...który zbiegł się z dość ważnym zleceniem, obarczonym ogromnym ryzykiem natury rodzinnej ;) ....remontem nowego mieszkania babci, na który to mamy czas do świąt.
Jedenasty miesiac tegoż roku jest więc bardzo intensywny...intensywne są rozmowy, zakupy, terminy...i emocje...bo czasem starszą osobę nie łatwo jest przekonać, że ktoś ponad czterdzieści lat młodszy, może wiedzieć lepiej ;) .
Obiecuję, że zarzucę to miejsce obszernym materiałem dowodowym z obu miekszań...zaczynając od spraw w domach najwazniejszych po przeróżne niezbędne bibeloty...nie mniej ważne z punktu widzenia Baby.
Subskrybuj:
Posty (Atom)