wtorek, 29 lipca 2014

Wakacyjnie...lawendowo...sielsko i anielsko...

  Wakacje w tym roku zaczęły sie dla nas wcześnie, bo właściwie już w maju, od wycieczek nad Bug i do Egiptu. Relacje zdjęciowe już przykurzone wciąż czekają... Tymczasem spontaniczny, lipcowy babski wypad na Mazury stał się tygodniem niezwykłej estetycznej podróży.
   Zupełnie przez przypadek, choć czując pismo nosem, po zobaczeniu strony internetowej odkryłyśmy dla nas miejsce idealne. Przepiękne stare siedlisko nad jeziorem, kameralny pensjonat, którego goście wszyscy się znają, cudowni Gospodarze i niezastąpiona Pani Wiesia, dzięki której w obawie przed cyframi...nie wejdę na wagę po powrocie do domu.


Świetne miejsce do wypoczynku dla młodszych i starszych....cudowna cisza i spokój...Maja pewnie dodałaby do listy zalet duży plac zabaw, trampolinę i basen dla dzieci :) Wszystko w idealnej odległości- gdy siedzisz na tarasie, delektując się pyszną kawą i otaczającą cię zielenią, kątem oka obserwujesz swoją pociechę biegającą po sadzie na bosaka i goniącą żaby nad stawem.


   Siedzę właśnie na tarasie, jest 8 rano...Lawendowo powoli budzi się do życia...słychać tylko ptaki i pszczoły oblegające o tej porze rosnącą na około lawendę, w kuchni już krząta się pani Wiesia, a moje kubki smakowe wariują na samą myśl o kolejnym posiłku. Jest tak cudownie,...że już tęstknię....choć została nam ostatnia doba ładowania baterii ;)
To co dla mnie jest wyjątkowe poza atmosferą w tym miejscu to dbałość o szczegóły i wystrój. Jest pięknie, subtelnie, naturalnie. Stare meble potraktowane białą i szarą farbą, piękne drewniane stoły, olejowane parkiety, biel, szarość i  naturalny beż płótna.




Każdy najmniejszy szczegół przemyślany. Każda doniczka z lawendą na swoim miejscu, ale nienachalnie...wpsisuje się we wnętrze. Dziś tylko krótki zachwyt, ale po powrocie do domu obiecuję pełną relację zdjęciową, bo wszystkiego nie da się opisać słowami, musiecie to sami zobaczyć.